12. Dawit Geredża i Udabno - wycieczka
Punkt obowiązkowy 1 – wycieczka do Dawit Geredża
Na górze Łady na dole Toyoty |
Cena 25 Lari (37,5 zł) od osoby.
Czas trwania około 8 – 9 godzin.
Wyposażenie obowiązkowe:
Woda – w upalne dni w dużych ilościach,
Krem z filtrem i jakieś nakrycie głowy,
Lornetka (nawet mała) lub aparat ze sporym zoomem,
Umiarkowana kondycja – trasa piesza dość wymagająca.
Jakżeby inaczej wybraliśmy biuro podróży GAREJI LINE. Biuro
zostało założone przez Polaków i jest chyba dużą konkurencją
dla miejscowych, bo cena wycieczki jest bardzo fajna.
Zbiórka odbywa się rano na Placu Puszkina (tuż obok Placu
Wolności). Pomiędzy fontanną a postumentem pisarza. Grupa zbiera
się wcześniej. Na początek miła Pani pyta, czy wybieramy się na
wycieczkę. Dostajemy plan i czekamy na zbiórkę. Zgodnie z
informacjami Biura zabierają wszystkich. Trochę to dziwne, bo nie
można wcześniej rezerwować miejsc i trudno określić ile osób
danego dnia wybierze się w podróż. Odpowiedź jest prosta – to
jest Gruzja. Tu nie ma restrykcji narzuconych przez Unię Europejską.
W dniu naszej wycieczki zabrało nas się około 40 osób. Mieszanka
wszelkich narodowości zwiedzających Gruzję. Całkiem sporo Polaków
i Francuzów. Pani, która wcześniej wydawała plany teraz zbierała
pieniądze za wycieczkę i dzwoniła po transport.
Jedziemy do Azerbejdżanu |
O wyznaczonej godzinie podjechał pierwszy bus. Kilka minut później
drugi, a następnie 7-osobowe samochody osobowe. Nam trafiło się
auto osobowe. Toyota z kierownicą po prawej stronie a w środku
gruziński kierowca, czwórka Francuzów i dwójka Polaków czyli my.
Na profilu biura i w mapce o której wspomnieliśmy wyżej jest
podane, że kierowcy rozmawiają tylko po gruzińsku lub po rosyjsku.
Jak się później okazało nasz kierowca swobodnie rozmawiał
również po polsku.
Sama podróż do miejsca docelowego trwa około 2 godziny i
początkowo wiedzie asfaltowymi drogami. Po około 40 minutach jest
postój w małym przydrożnym barze, gdzie można coś przekąsić
lub napić się kawy, ewentualnie dokarmić miejscowe psy.
Udabno, czyli ostatni osada przed granicą |
Po przerwie ruszamy w dalszą drogę. Wkrótce kończy się asfalt.
Kierowcy to prawdziwi mistrzowie, bo w drogach w niektórych
miejscach są kilkumetrowe dziury. Balansowanie na krawędzi,
zjeżdżanie z głównego traktu i do tego szybka jazda to chyba
gruziński sport narodowy. Nie narzekamy, bo nasz kierowca dojechał
na miejsce pierwszy i najszybciej wróciliśmy do domu. Po około
1,5h od startu kolejny postój na małym wzniesieniu. Miejsce na
fotki i rozprostowanie nóg. Na całej trasie wspaniałe widoki.
Malownicze wzgórza i góry, winnice, plantacje fig, wyschnięte
koryta rzek. Przed dojazdem do Dawit Geredża mijamy jeszcze
miejscowość Udabno. Tu zatrzymamy się w drodze powrotnej.
Na miejscu zastajemy sklep prowadzony przez mnichów - z winami,
pocztówkami oraz ikonami. Do tego toaleta płatna 50 tetri.
Dawit Geredża |
Zaczynamy zwiedzanie monastyrów. Oczywiście wejście jest
bezpłatne. Przyznam, że robią piorunujące wrażanie, zwłaszcza
część wykuta w skale. Widać, że w ostatnim czasie coś się tu
ruszyło i trwają prace remontowe. Nie przeszkadza to jednak w
zwiedzaniu. Zdjęcia klasztorów wychodzą „pocztówkowo” .
Dawit Geredża |
Dawit Geredża panoramicznie |
Następnie zaczęliśmy wejście na szczyt. Ruszyliśmy zgodnie z
załączoną mapką. Ścieżka jest mocno wydeptana więc nie ma
możliwości zgubienia się. Tym bardziej, że góry nie są pokryte
lasami. Mimo wszystko nie polecam wybrania się tam w klapkach, czy
temu podobnych wynalazkach.
Po dotarciu na sam szczyt zapiera dech w piersiach. W małej część
z wysiłku a w ogromnej z widoków które się przed nami
rozpościerają. Gdy ktoś się zastanawia czy warto – odpowiedź
jest jednoznaczna - WARTO. To miejsce do którego trzeba przyjechać.
Góry różnią się od naszych Karkonoszy czy Tatr. Są
niepowtarzalne w swojej surowości ale zaskakują ilością kolorów
i różnorodnością form skalnych. Ciężko to opisać, trzeba
przekonać się na własne oczy.
trochę Gruzji, trochę Azerbejdżanu |
Ze szczytu widać góry po stronie gruzińskiej i rozległe równiny
po stronie azerskiej. Jak się dobrze przyjrzymy to po stronie
azerskiej widać nawet jakiś zbiornik wodny i miasto. W jednym
miejscu można spotkać żołnierzy chroniących pogranicze.
Uzbrojeni po zęby Panowie z Gruzji i Azerbejdżanu leniwie spędzają
tam czas, udając, że nie widzą przekraczania przez turystów
granicy między oboma państwami. Granica w tym miejscu oznaczona
jest niskim płotem, który nawet Yorkowi uda się przeskoczyć.
Azerbejdżan. Po prawej pogranicznicy |
A może tak wszystko porzucić i zamieszkać na skałach |
Po dojściu do małej kapliczki na szczycie dróżka rozwidla się w
dwa kierunki. Jedna to powrót do klasztoru i parkingu a druga
wiedzie na stronę azerską, gdzie możemy podziwiać wykute w skale
groty, połączone z naturalnymi jaskiniami. Są to pozostałości po
okresie świętości tego miejsca. Na ścianach w wielu miejscach
znajdują się resztki fresków. Ostanie etap tej dróżki jest
wyjątkowo trudny i zdradliwy dlatego zawróciliśmy i po powrocie do
kapliczki zaczęliśmy schodzić w dół.
Kiedyś mieszkało tu kilka tysięcy ludzi |
Cała trasa liczyła łącznie 4,5 km. Dane z Endomondo, więc mogą
być przekłamania. Czas przejścia i zwiedzania to około 2,5h.
A tu film ze szlaku po stronie Azerbejżdżanu:
Udabno
Po wyczerpującym dniu w górach (przy opowiadaniu warto się
chwalić, że odwiedziliście Azerbejdżan, a że weszliście
maksymalnie na 100 metrów w głąb kraju należy przemilczeć) w
drodze powrotnej zatrzymaliśmy się wiosce Udabno. Jest to
miejscowość pośrodku niczego. Po ulicy wesoło szwendają się
świnie. Niedaleko wypasane są owce i krowy. Jest kilkadziesiąt
prostych domów i wyróżniająca się wśród nich Restauracja Oasis
Club. Miejsce to stworzyła od podstaw dwójka Polaków, znajdując
tu swoje miejsce na ziemi. Wykorzystali położenie miejscowości na
turystycznej trasie z Tbilisi do Dawit Gerdża i był to strzał w
dziesiątkę.
Oasis Club prowadzony przez naszych rodaków |
Teraz jest tam nie tylko klimatyczna restauracja ale również
miejsce, gdzie można przenocować, posłuchać muzyki na żywo i
chyba nawet obejrzeć film lub sztukę. Na podwórku jest coś w
rodzaju kina/teatru z widownią zrobioną z palet. Gdy odwiedziliśmy
lokal, było tam wyjątkowo tłoczno. Zjechało się chyba z 6 busów
pełnych turystów.
Buraki, czacza i zwierzaki - obiad jak nigdy. |
Spróbowaliśmy zupy kremu z buraków i do tego czaczy. Zupa smaczna.
Czacza wyjątkowo mocna.
Po około godzinnym postoju wróciliśmy do miejsca startu, czyli na
Plac Puszkina. Można powiedzieć, że dzień gruzińsko-azerski
uznajemy za udany.
Komentarze
Prześlij komentarz